Słowa Ewangelii z pierwszej Niedzieli Wielkiego Postu mówią o Jezusie, który przebywa na pustyni, pości, modli się i jest kuszony przez szatana. „Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. Czterdzieści dni przebył na pustyni, kuszony przez szatana” (Mk 1,12). Święty Marek jest, niemal jak zawsze, wyjątkowo zwięzły. Ale i tak czujemy, że padają stwierdzenia mocne i życiowo ważne, gdyż i my brniemy przez pustynię, doświadczamy prób. Nieuchronnie zderzamy się z kuszeniami szatana. Jednak w tym wszystkim – na pustyni, pośród prób i pokus – możemy podobnie jak Jezus czuć się ogarnięci Miłością Ojca i prowadzeni przez Ducha. Potrzebna jest wszelako powaga i uważność, gdyż w naszą egzystencję wpisana jest nieuchronna dwuznaczność, którą poprawniej należałoby nazwać dwoma drogami. Staje przed nami (właściwie) codzienny wybór pomiędzy życiem i śmiercią, szczęściem i nieszczęściem (por. Pwp 30, 19). „Dwuznaczność” przenika, w pewnym sensie, wszystko. Także te, w naszym rozważaniu, kluczowe słowa: pokusa i kuszenie.
Dwuznaczność kuszenia i pokusy
Kuszenie we współczesnym języku polskim kojarzy się nam przede wszystkim z nakłanianiem do zła przez kusiciela. I słusznie, gdyż Biblia, zwłaszcza Nowy Testament, niejeden raz mówi o pokusie i kuszeniu, które polega na nakłanianiu do zła. Sprawcą kuszenia – w znaczeniu nakłaniania do zła – jest zawsze Szatan (por. np. Rdz 3, 1-7; Mt 6, 13) lub własne „szkodliwe pożądania” (por. 1Tm 6, 9). Jedno jest pewne, że z kuszeniem w sensie nakłaniania do zła Bóg nie ma nic wspólnego, gdyż „Bóg ani nie podlega pokusie ku złemu, ani też nikogo nie kusi” (Jk 1, 13). Jest jednak jeszcze inny rodzaj „kuszenia” i inny sens słowa „pokusa”, z którym Bóg może mieć i nieraz miewa …wiele wspólnego. Rzeczywiście, trzeba nam wiedzieć, że pierwotny sens słowa pokusa i kuszenie wskazuje w Biblii na poddawanie kogoś próbie. Próby są działaniem uprawnionym i pożytecznym, choć z reguły trudnym w przeżywaniu. A jeśli ktoś zechciałby wpierw zapytać: czy w ogóle ktokolwiek ma prawo nas próbować? Tak. Na pewno do próbowania ma prawo Bóg. W końcu to On jest naszym Stwórcą; wie, po co nas stworzył, jakie wyznacza nam cele. Wie, jakie próby mogą przyczynić się do naszego rozwoju i wzrostu. A najważniejsze jest to, że On kocha nas Boską Miłością; zatem i próbuje nas z miłością, „taktownie” i z wyczuciem, co nie musi oznaczać, że nie będzie to boleć.
Bóg dzieli się z nami wielkim i bezcennym darem osobowego istnienia i powołania nas do wiecznego szczęścia w miłosnej komunii z Boskimi Osobami. Skoro tak, to myślimy sobie, że wszystko winno być łatwe i przyjemne oraz dane od razu, najlepiej bez trudu i wykazywania się cierpliwością. Jednak Bóg w swej Mądrości i Dobroci domaga się od nas określonego wkładu – trudu – „trudu uczestniczenia w łasce” (kard. K. Wojtyła). To w szeroko rozumianym trudzie (zresztą nie pozbawionym radosnej satysfakcji) i w różnorakich zmaganiach mamy rozwijać się, dojrzewać i pięknieć. Miarą naszego rozwoju i pięknienia są coraz mocniejsze te trzy: wiara, nadzieja i miłość. Trzy cnoty teologalne, które odnoszą nas do Boga i z Nim jednoczą. Pełni dziecięcej ufności możemy przystać na to, żeby nasz Stwórca i Ojciec, zwłaszcza jeśli zawodzą inne środki, np. pouczenia i napomnienia, próbował nas, jak zechce, byle tylko wydoskonalały się w nas wiara, nadzieja i miłość, która trwać będzie wiecznie (por. 1Kor 13, 13).
Na przeszkodzie „tym trzem” staje to, co skrywa się w naszym wnętrzu, inaczej mówiąc, w podzielonym sercu. Przywalajmy więc bez obaw, by Ktoś najbardziej nam przyjazny skutecznie stawiał nam przed oczy także to wszystko, co winno być przez nas poznane i poddane świadomej „obróbce”. Swoim zbytnim przywiązaniem do dobrego mniemania o sobie i sprzeciwem, wynikającym z zaślepienia głupią pychą, nie utrudniajmy Bogu zadania. Niech to On dobiera dla nas takie próby, dzięki którym, mimo oporów i bólu, zdołamy poznać i uznać gorzką prawdę, że jesteśmy słabi i ograniczeni oraz niesamowystarczalni; że nasze intencje bywają dwuznaczne, a motywy działań nie zawsze i nie całkiem szlachetne; i że czasem bywają one wręcz „robaczywe”, jak wytknął to Jezus tym wszystkim, którzy owszem modlą się, poszczą i dają jałmużny, ale nie ze względu na samego Boga Ojca (por. Mt 6, 1-5).
Jezus próbowany i nakłaniany do zła
„A gdy przepościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, odczuł w końcu głód” (Mt 4, 2). „Rzekł Mu wtedy diabeł: Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem. Odpowiedział mu Jezus: Napisane jest: Nie samym chlebem żyje człowiek” (Łk 4, 3-4).
Jezus podjął bardzo długi post z woli Ojca i Ducha. A czterdzieści dni i nocy to bardzo dużo. Nic więc dziwnego, że Jezus zaznał głodu w nasileniu. Rzeczywiście, został wypróbowany do granic możliwości. Aż się prosiło, by w pewnym momencie ta próba została zakończona jak najprędzej. Przecież Syn Boży – tak kochany przez Ojca i sam mający takie wielkie możliwości(!) nie powinien być próbowany „aż tak bardzo”, a przynajmniej „ani chwili dłużej”! Diabeł wybrał dobry moment, by podsunąć Jezusowi swoje proste i swoiście logiczne rozumowanie: «skoro jesteś tak bardzo głodny i wycieńczony, a jednocześnie jesteś miłowanym Synem Boga Ojca, to powiedz Mu, żeby natychmiast zakończył się czas twego głodowania! Przecież ta sytuacja jest nie do wytrzymania! To po to tutaj przyszedłeś – na tę nędzną ziemię –, żebyś i Ty też był tak bardzo i nieludzko (i nie-bosko) doświadczany? Komu ma służyć ta głodowa tortura?»
I tak jeszcze zdawał się mówić kusiciel: «Niech Bóg natychmiast pozwoli Ci użyć Twego Boskiego atrybutu – wszechmocy, która przecież z łatwością potrafi zamieniać kamienie w chleb! A jeśli Jego wola jest inna, to przecież jest oczywiste, że zostałeś wpędzony w sytuację nie do wytrzymania; więc powinieneś wyciągnąć z tego „właściwy” wniosek i sprzeciwić się Ojcu! Zrób więc, jak ci mówię. Powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem».
Chciałoby się powiedzieć: oto wreszcie ktoś wpadł na dobry pomysł i (bezinteresownie) podsuwa proste, logiczne i najwłaściwsze rozwiązanie; a ponadto jest ono w zasięgu możliwości Jezusa! Jednak, tak naprawdę, diabeł – niejako zgodnie ze znaczeniem jednego ze swych imion: diabolos – chce wbić klin między Jezusa, pełnego ufnej miłości, a wiernego w swej Miłości Ojca Przedwiecznego. Diabeł chce Ich bezczelnie skonfliktować. A w tym warunkowym zdaniu: „Jeśli jesteś Synem Bożym” – widać rzecz wyjątkowo obrzydliwą: ledwie maskowaną szatańską drwinę i cynizm. Szatan pewno nie liczy na sukces w nakłanianiu do zła, do grzechu, ale chce Jezusa przynajmniej upokorzyć. Więc drwi sobie z Jego Synostwa, które najwidoczniej, w tym momencie, okazuje się tak bezradne, tak skazane na znoszenie czegoś, co wydaje się nie do wytrzymania!
Jeszcze wiele razy w życiu ludzi idących za Chrystusem zabrzmi to demoniczne (a zarazem nieraz tak bardzo ludzko brzmiące) dopytywanie się, przesycone drwiną i cynizmem: «Dlaczego cierpisz? Dlaczego musisz to wszystko znosić? Zobacz: czyż nie jest to wewnętrznie sprzeczne, gdy twierdzisz, że jesteś miłowanym dzieckiem Boga Wszechmocnego, a jednocześnie tak cierpisz?»
Jakże bardzo bliski jest nam Jezus straszliwie głodny i z tego powodu bardzo cierpiący!
W Jezusowej sytuacji, także my dzisiaj, możemy rozpoznać naszą sytuację dzieci Bożych, które też są próbowane, gdy doświadczają tylu ograniczeń i głodów. Czyż nie jesteśmy tu na Ziemi głodni (gdy rozejrzeć się szerzej po świecie, a nawet i po Polsce) – najzwyczajniej chleba, bezpieczeństwa, życia chwalebnego, czyli wyzwolonego od całej nędzy i biedy? Głodny jest człowiek także doskonałej miłości (a nawet jej okruchów), wiedzy pełnej, itp. – i na razie, a tak będzie przez całe życie ziemskie, nikt z nas tego nie otrzymuje! Wydaje się nam, że Wszechmocny i Miłujący nas Ojciec mógłby i powinien by zaradzić temu wszystkiemu jednym słowem, jednym gestem! A jednak tego nie czyni! Czy zatem – szepce diabeł do ucha – jest to wszystko do przyjęcia i do wytrzymania?
Jezus nie dał się wpędzić w kanał chwytliwego i super-logicznego, tyle że szatańskiego rozumowania. Jezus wytrwał przy Ojcu i przy pewności bycia Synem, miłowanym niezawodną Miłością. Jezus nie dał się skłócić z Ojcem, z Jego trudną i niepojętą, lecz zawsze dobrą i w końcu zwycięską Wolą!
Przyjdzie taki czas w czasie publicznej działalności, że Jezus użyje swej Boskiej mocy rozmnażania chleba, ale uczyni to w zgodzie z wolą Ojca i dla innych celów (niż te obecnie przez diabła Mu podsuwane). Teraz jednak, na pustyni, w godzinie pokusy i próby, Jezus z jasnością i mocą zdemaskował prymitywne i złośliwe myślenie kusiciela; uczynił to, przywołując pełne mocy i prawdy Słowo Boże: „Nie samym chlebem żyje człowiek, lecz każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”. Jezus zdaje się mówić: «Nie wmawiaj Mi, żałosny kusicielu, że Mój jedyny i największy problem na pustyni – to głód i chleb! Mój głód fizyczny – to zaledwie symbol duchowego głodu, który wciąż wypływa z najwyższego ubóstwa człowieczej natury. Ten zaś głód może zaspokoić tylko miłosna komunia z Bogiem Ojcem!»
Znajdę najdotkliwsze braki i głody w historii mego życia i obecnie. Przyznam szczerze, że i mnie niełatwo jest łącznie wyznawać z jednej strony wszechmoc Dobrego Ojca i moją godność dziecka Bożego, a z drugiej strony doświadczać tak często (i niemal jednocześnie) tylu braków, tylu ograniczeń i cierpień… Co zatem widząc i odczuwając to wszystko, powiem Jezusowi? Czego się od Niego skutecznie nauczę? Na ile korepetycyjnych lekcji z Nim się umówię? O co Go gorąco poproszę?
Z Niego moc i siła
Św. Marek pisze: „Zaraz też Duch wyprowadził Go na pustynię”. Św. Mateusz dopowiada: „aby był kuszony przez diabła”. Widać, że Jezus idzie na pustynię nie z własnej woli. Raczej wsłuchany w wolę Ojca i prowadzony przez Ducha – daje się wystawić na próbę kuszenia, by nam pokazać, jak winniśmy zachować się w pokusie. Jezusowe zachowanie w godzinie próby głodu i nakłaniania Go do zerwania ufnej więzi z Ojcem jest doskonałe i wzorcowe. Oznacza ono jednak coś więcej niż przykład i wzór: stanowi ono także „rezerwuar” duchowej mocy.
Jezusowe zwycięstwo jest obfitym źródłem, z którego czerpiemy moc i siłę dla naszych zmagań, wieńczonych zwycięstwem! Od czasu Jezusowego zwycięstwa w obliczu próby zadanej Mu przez Ojca i kuszeń natarczywie „prezentowanych” przez diabła – mamy obowiązek zatrzymywać się na progu doświadczanych prób i kuszeń, aby uciszyć się, zastanowić i odnieść się do Jezusa, mówiąc sobie z ufną wiarą (i na głos, gdy trzeba), że nie ma takiej siły, która potrafiłaby wepchnąć nas w objęcia przymilającej się pokusy czy też próby zda się ponad siły! Wpatrując się w całe życie Wcielonego Syna Bożego, mamy obowiązek perswadować (sobie i innym): skoro ON ufnie przyjął od Ojca ograniczenia ludzkiej natury, zaś szpetne pokusy pokonywał jednym zdaniem z Pisma, to i my – choć krusi, słabi i przytłoczeni różnymi ciężarami – też możemy się ostać, ocalając zaufanie do Dobroci i Wszechmocy Boga Ojca!
Praktycznie znaczy to, że zawsze w sytuacji doświadczanej próby i pokusy powinniśmy wejść w zmaganie na modlitwie; patrząc na Jezusa ufnie i cierpliwie znoszącego próby i kuszenia winniśmy Go prosić: «Udziel nam duchowej mocy do postaw podobnych do Twoich, czyli również pełnych zaufania, cierpliwości, a także zapatrzenia w obietnice Ojca».
Krzysztof Osuch SJ
mateusz.pl | 26 lutego 2012