Zmartwychwstał dnia trzeciego

Jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara (1 Kor 15, 17). To jedno z bodaj najczęściej cytowanych zdań św. Pawła. I trudno się dziwić, bo wyraża w skondensowanej formie najbardziej centralną dla wiary kwestię: chrześcijaństwo rodzi się ze zmartwychwstania Jezusa Chrystusa.

Chrześcijaństwo nawet nie tyle „narodziło się” – choć to też – ale „rodzi się”. W każdym czasie, także tu i teraz, to co najistotniejsze wypływa z wydarzenia Zmartwychwstania, albo – może nawet lepiej – pochodzi od Zmartwychwstałego. Odpuszczenie grzechów, Eucharystia, dar Ducha Świętego… Ale i to jeszcze za mało. Także nasza nadzieja na przyszłość, na przyszłość u Ojca, właśnie na zmartwychwstaniu się opiera, bo „będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie” (Rz 5, 5).

Trzeciego dnia

Ale po kolei. Najpierw było wydarzenie. Mniej więcej dwa tysiące lat temu palestyński żyd, Jezus z Nazaretu, został skazany na śmierć jako burzyciel ładu społeczno-religijnego. I zabity przez ukrzyżowanie. Wydarzyło się to po mniej więcej trzech latach Jego publicznej działalności, w czasie której opowiadał o Bogu, jako o Ojcu miłosiernie poszukującym grzeszników, czynił „znaki” najwyraźniej mocą Bożą potwierdzające Jego słowa oraz zgromadził grupę uczniów, która mu towarzyszyła. Uczniowie ci widzieli w nim oczekiwanego przez Izrael Mesjasza – namaszczonego przez Boga posłańca, który miał ustanowić panowanie Boga na ziemi. Jednak po ukrzyżowaniu, w odruchu przerażenia ukryli się przed możliwymi represjami, a część zaczęła się rozchodzić. Gorzkie „a myśmy się spodziewali…” na ustach uczniów odchodzących z Jerozolimy doskonale oddaje nastrój, który wśród nich panował. Rozczarowanie. Jakkolwiek tworzenie scenariuszy historycznych jest zawsze ryzykowne, to możemy domniemywać, że gdyby historia Jezusa i Jego wspólnoty zakończyła się w tym miejscu, to Jego postać – jak wielu wędrownych rabinów tamtego czasu – wylądowałaby na marginesie historii, a z nauczania pozostałyby może jakieś rozproszone strzępki…

Jednak „dnia trzeciego” wydarzyło się nieoczekiwane: Jezus, którego dopiero co w pośpiechu pogrzebano, ukazuje się najpierw kobietom u grobu… Św. Paweł podaje długą listę kolejnych świadków: „ukazał się Kefasowi, a potem Dwunastu, później zjawił się więcej niż pięciuset braciom równocześnie; większość z nich żyje dotąd, niektórzy zaś pomarli, Potem ukazał się Jakubowi, później wszystkim apostołom. W końcu, już po wszystkich, ukazał się także i mnie jako poronionemu płodowi” (1 Kor 15, 5–8). Trzeciego dnia po śmierci Jezus staje przed nimi żywy. I to nawet więcej niż żywy – „Żyjący” (por. Ap 1, 18) i życiodajny. Jest w nim nowe, przemienione życie, które – z jednej strony jest kontynuacją ziemskiego (bo przecież nosi ślady męki, je z uczniami), ale jednocześnie przekracza wymiar „tego świata” – jest już z innej, nowej rzeczywistości. Albo lepiej – właśnie to zmartwychwstałe ciało (człowieczeństwo) Jezusa jest początkiem „nowego nieba i nowej ziemi” (2 P 3, 13).

Mimo że apostołowie widzą zmartwychwstałego, muszą jeszcze uwierzyć. Najpierw uwierzyć w sam fakt zmartwychwstania Jezusa – że to, czego są świadkami nie jest omamem, halucynacją. To chyba była nawet łatwiejsza część. A potem jeszcze uwierzyć, że jeśli Jezus zmartwychwstał, to bez wątpienia jest oczekiwanym Mesjaszem (=Chrystusem) i prawdziwe są wszystkie, najbardziej nawet radykalne wątki Jego nauczania. Zwłaszcza ten, w którym przedstawiał siebie jak Syna Boga Ojca. A zatem muszą uwierzyć, że ten, który jest ewidentnie człowiekiem, jest także kimś więcej… Jest Bogiem. Jakkolwiek ostateczne wyrażenie dogmatyczne tajemnicy tożsamości Jezusa – że jest prawdziwym człowiekiem i prawdziwym Bogiem w jednej osobie – uda się dopiero w piątym wieku, to wiara apostołów musiała sięgnąć już tam, gdzie jeszcze nie sięgały słowa i pojęcia. Zmartwychwstanie było zatem wydarzeniem objawienia, dzięki któremu uczniowie ostatecznie zrozumieli wcześniejsze nauczanie Jezusa oraz rozpoznali, kim rzeczywiście jest: Synem Bożym, który „istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2, 6–7). Jest Bogiem, który stał się człowiekiem, aby nasze grzechy zostały zgładzone. Bez Zmartwychwstania rozpoznanie tej tajemnicy nie byłoby możliwe.

Wiara uczniów

Ten akt wiary uczniów wobec Zmartwychwstałego ma dla nas zasadnicze znaczenie, bo z niego wyrasta Kościół, a zatem i nasza wiara. Uwierzywszy, apostołowie otrzymują Ducha Świętego, który przede wszystkim daje im doświadczyć głównego skutku zmartwychwstania: odpuszczenia grzechów. Duch też prowadzi ich „do całej prawdy” (J 16, 13), to znaczy pomaga zrozumieć w pełni skutki posłannictwa Chrystusa. Zrozumieć to niezwykłe doświadczenie zjednoczenia z Bogiem w Chrystusie, które zwykliśmy nazywać „zbawieniem”… W świetle tego zrozumienia uczniowie na nowo muszą odczytać całą tradycję wiary Izraela, bo prawie wszystkie dotychczasowe pewniki zostały rozsadzone przez Zmartwychwstanie.

O intensywności tych doświadczeń wnosić dziś możemy po sekwencji wydarzeń po Zmartwychwstaniu – prawie natychmiast uczniowie zaczynają głosić Zmartwychwstałego – „Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami. Wyniesiony na prawicę Boga, otrzymał od Ojca obietnicę Ducha Świętego i zesłał Go (…). Niech więc cały dom Izraela wie z niewzruszoną pewnością, że tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem”. Gdy słuchacze pytają, co wobec tego mają robić, pada znacząca odpowiedź „Nawróćcie się (…) i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego” (Dz 2, 32–38). W pierwotnym nauczaniu odpuszczenie grzechów wskazywane jest jako istota zbawienia. Zbawienie zaś opisywane jest jako nowe życie w Chrystusie. Jak to się ma do Jego zmartwychwstania? Otóż grzech oddala nas od Boga – źródła życia, zatem prowadzi ku śmierci – nie tylko tej biologicznej, ale znacznie poważniejszej – wiecznej. Jako że człowiek jest zasadniczo bezradny wobec tej sytuacji, Bóg „zesłał Bóg Syna swego, zrodzonego z niewiasty, zrodzonego pod Prawem, aby wykupił tych, którzy podlegali Prawu, abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo (Ga 4,4–5). Zabicie, odrzucenie Syna Bożego to najgorszy grzech, jakiego ludzkość mogła się dopuścić. Ale i ten grzech Ojciec odpuszcza i przezwycięża jego skutki – wskrzeszając z martwych Syna. Śmierć zostaje zwyciężona przez Życie. Dlatego Paweł może wołać – „gdzież jest, o śmierci twoje zwycięstwo? Gdzież jest, o śmierci, twój oścień?” (1 Kor 15, 51). Zmartwychwstanie nie jest bowiem jedynie wydarzeniem dotyczącym samego Jezusa – odnosi się do każdego człowieka w ten sposób, iż wiara w Niego oznacza możliwość zjednoczenia się z Nim w śmierci dla grzechu i zmartwychwstaniu do nowego życia.

Zjednoczenie z Chrystusem

Bodaj najbardziej dobitnie wyraża to św. Paweł: „Jeżeli bowiem przez śmierć, podobną do Jego śmierci, zostaliśmy z Nim złączeni w jedno, to tak samo będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie. To wiedzcie, że dla zniszczenia grzesznego ciała dawny nasz człowiek został razem z Nim ukrzyżowany po to, byśmy już więcej nie byli w niewoli grzechu. Kto bowiem umarł, stał się wolny od grzechu. Otóż, jeżeli umarliśmy razem z Chrystusem, wierzymy, że z Nim również żyć będziemy, wiedząc, że Chrystus powstawszy z martwych, już więcej nie umiera, śmierć nad Nim nie ma już władzy. Bo to, że umarł, umarł dla grzechu tylko raz, a że żyje, żyje dla Boga. Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6, 6–11). Teksty Nowego Testamentu na różne sposoby opisują zbawienne skutki Zmartwychwstania – u św. Jana będzie to „nowe narodzenie”, u św. Pawła – „nowe stworzenie” czy też „nowe życie” w lub z Chrystusem. Dar ten jest absolutnie niezasłużony, lecz dostępny – przez wiarę – dla każdego człowieka, w każdym czasie. I ta dostępność zbawienia w Chrystusie również jest owocem Zmartwychwstania – żyje On bowiem odtąd „u Ojca”, zaniósł tam – swoje i nasze – człowieczeństwo. Tym samym jest „pośrednikiem Nowego Przymierza” (Hbr 9, 15) – zjednoczenie z Jego człowieczeństwem umożliwia, jest najpewniejszą drogą do jedności z Bogiem.

Zmartwychwstanie Jezusa, choć najpierw i w pierwszym rzędzie dotyczyło Jego samego, było odpowiedzią Ojca na Jego posłuszeństwo (stąd Nowy Testament często używa określenia „Bóg wskrzesił Jezusa), ma znacznie szerszy zasięg. Zmartwychwstały rozsadza niejako ograniczenia czasu i przestrzeni. Nowe życie sięga wstecz – tych którzy w otchłani oczekiwali na sąd, jak też i wprzód – ku przyszłości. Jakkolwiek samo wydarzenie miało miejsce w odległej Palestynie bez mała dwa tysiące lat temu, to jednak jest dla nas dostępne w swoich skutkach. A nawet więcej – do pewnego stopnia ono samo – tajemnica śmierci i zmartwychwstania Chrystusa – staje się dla nas obecne tak, że możemy w nim uczestniczyć. Uobecnienie to dokonuje się w sakramentach, które Kościół sprawuje, przy czym zwłaszcza w dwóch z nich przywołanie wydarzenia, a zatem i skutków Zmartwychwstania ma znaczenie szczególne. Są nimi chrzest i Eucharystia. Najważniejszy Pawłowy tekst mówiący o znaczeniu chrztu z szóstego rozdziału Listu do Rzymian przytoczyliśmy wyżej: istota tego sakramentu to przejście z Chrystusem przez śmierć do nowego życia w Nim. Z kolei Eucharystia – poprzez spożywanie Ciała i Krwi Żyjącego Pana – ma odżywiać i umacniać otrzymane we chrzcie życie. Przez nią Zmartwychwstały jednoczy się ze swoimi uczniami pośrodku ich codzienności i mocą Ducha Świętego stopniowo przemienia w siebie. Stąd Kościół – szczególnie wyraźnie widać to, gdy zgromadzi się na Eucharystii – jest Ciałem zmartwychwstałego Chrystusa. Czyli także przedłużeniem Jego obecności i działania w świecie.

Związek chrztu i Eucharystii ze Zmartwychwstaniem (i między sobą) można najdobitniej przeżyć w czasie celebracji Wigilii Paschalnej, która skoncentrowana jest wokół trzech szczytowych momentów – ogłoszenia dobrej nowiny o zmartwychwstaniu Chrystusa, liturgii chrzcielnej i liturgii eucharystycznej. Warto podkreślić, że taka struktura celebracji Zmartwychwstania sięga korzeniami samych początków chrześcijańskiego doświadczenia i przez dość długi czas była – oprócz coniedzielnego wspominania Zmartwychwstania – jedynym chrześcijańskim świętowaniem.

Nadzieja zmartwychwstania

Na koniec nie możemy nie wspomnieć o tym, że zmartwychwstanie Chrystusa rzuca światło także na „koniec” naszego życia. Choć zdecydowanie lepiej jest w tym przypadku mówić o przyszłości niż o „końcu”. Niemniej kwestii naszej śmierci nie da się ominąć, mówiąc o zmartwychwstaniu Chrystusa, ono bowiem wyjaśnia naszą przyszłość. W niej bowiem czeka nas to, co było udziałem człowieczeństwa Jezusa – powstanie z martwych. Jeśli on zmartwychwstał, to i nad nami zajaśniała nadzieja zmartwychwstania do pełni życia z Ojcem. Jeżeli tylko to życie przeżyjemy w łączności z Nim, to też „będziemy z Nim złączeni w jedno przez podobne zmartwychwstanie” (Rz 5, 5). Zjednoczenie z Żyjącym, zapoczątkowane na chrzcie, wzmacniane w Eucharystii, jest fundamentem życia wiecznego.

Czasem zarzuca się chrześcijańskiej nadziei na zmartwychwstanie, że odwraca człowieka od teraźniejszości i przeszkadza w zaangażowaniu się w szerzenie dobra już na tym świecie. Nic bardziej mylnego. Jeśli bowiem wpatrzeni w zmartwychwstanie Chrystusa oczekujemy naszego, to wiemy też, że bez lęku możemy rozdawać nasze doczesne życie naszym siostrom i braciom. Bo nawet jeśli je wydamy w „szaleństwie” miłości – rozdając nasz czas, pieniądze, siły – aż do śmierci, to wiemy, że w istocie nie straciliśmy życia. Wręcz przeciwnie: „jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne” (J 12, 24–25). Właśnie nadzieja zmartwychwstania jest tym, co uwalnia człowieka od lęku o własne życie, od zazdrosnej troski, by je za wszelką cenę ochronić. Dopiero w tej perspektywie wezwanie Jezusa do życia radykalnym, codziennym darem z siebie staje się w pełni zrozumiałe. Ojciec sam zatroszczy się o nasze życie, jak zatroszczył się o życie swego Syna.

 

ks. Grzegorz Strzelczyk
Przewodnik Katolicki 13/2013

Poleć znajomym
  • gplus
  • pinterest