Powołania rodzą się w rodzinie
Rodzina kolebką powołań
Poproszono mnie, bym dał świadectwo wielkiej Bożej łaski, jakiej doznała moja rodzina. Łaska powołania i głos Jezusa Pójdź za Mną! docierały do mnie w klimacie żywej wiary moich rodziców i mego starszego rodzeństwa. Ważnym wydarzeniem dla nas było poświęcenie się Najświętszemu Sercu Pana Jezusa i obranie Jezusa za swego Pana i Króla rodziny. Pamiątką tego wydarzenia był obraz Serca Jezusowego, który widoczny był dla wszystkich odwiedzających nasz dom. Przed tym obrazem codziennie gromadziliśmy się na modlitwę. A było to stosunkowo duże zgromadzenie, gdyż obok rodziców klęczało nas dziesięcioro dzieci – siedmiu chłopców i trzy dziewczynki.
Niewątpliwie ten rytm codziennej modlitwy wypływał z głębokiej wiary moich rodziców Jana i Marii. Ich więź z Bogiem pozwoliła nam usłyszeć głos Jezusa. Jezus najpierw zapukał do serc dwóch najstarszych sióstr: Karoliny i Kazimiery. Wstąpiły one do Zgromadzenia Sióstr Służebniczek Starowiejskich. Rok później poszedł w ich ślady brat Franciszek, wstępując do zakonu jezuitów. A ponieważ jezuicki dom nowicjatu był w Starej Wsi, więc brat miał możliwość przeżywać swe powołanie razem ze swymi siostrami. Taki stan rzeczy został zakłócony wybuchem wojny.
Deportacja
Gdy we wrześniu 1939 r. wybuchła II wojna światowa, miałem 9 lat. Moja rodzina doświadczyła całej agresji Rosji sowieckiej na Polskę. 10 lutego 1940 r., będąc pod okupacją sowiecką, zostaliśmy deportowani na Syberię. Tego dnia nigdy nie zapomnę. Rano, gdy z siostrą Teresą wybieraliśmy się do szkoły, przyszło do nas dwóch sołdatów. Padł rozkaz: Zbierajcie się, macie pół godziny czasu! To był dla nas szok! Mama i my najmłodsi rozpłakaliśmy się. Mieszkaliśmy na wsi. Mieliśmy spory majątek – trzydzieści hektarów pola, duże gospodarstwo, nowo wybudowany dom – to wszystko w ciągu kilkudziesięciu minut musieliśmy zostawić. Spotkała nas największa krzywda – tato bowiem stracił dorobek swego życia. Z Sienkiewiczówki (tak pięknie nazywała się osada, w której mieszkaliśmy) deportowano tylko część mojej rodziny, jedynie tych, którzy byli w domu – wśród nich Bolesława, Dominika, Teresę i mnie. Natomiast brat Józef jako student mieszkał w Tarnopolu i dlatego uniknął deportacji.
Z Syberii do zakonu
Rzecz nie do wiary: z nas czworga dzieci deportowanych na Syberię aż troje odkryło w sobie łaskę powołania. I tak, po powrocie do Ojczyzny Teresa dołączyła do swych sióstr Karoliny i Kazimiery w Starej Wsi, a ja z Dominikiem do ojców jezuitów, gdzie rok wcześniej – po wielu przygodach – wstąpił brat Józef. Doznał on szczególnej Opatrzności Bożej, która wprost cudownie uchroniła go przed deportacją do Niemiec i przed bandą, czyhającą na jego życie.
Gdy dziś rozmyślam nad historią powołań w mojej rodzinie – czterech braci jezuitów i trzy siostry służebniczki – dziękuję Bogu za tę ogromną łaskę. Chcę bowiem podkreślić, że po ludzku sądząc, przez sześć lat pobytu na Syberii nic nie sprzyjało powołaniu do życia konsekrowanego. Przecież nie mieliśmy możliwości ani uczęszczania na Mszę świętą czy lekcje religii, ani korzystania z sakramentu pokuty. Chwała Panu nie tylko za to, że nas siedmioro powołał, ale także za łaskę wytrwania, gdyż nikt z naszej siódemki nie zrezygnował z życia w stanie konsekracji.
Krzywda czy łaska?

Ale czy deportacja była tylko krzywdą, czy też łaską Opatrzności Bożej? Nie minęło nawet pół roku pobytu na Syberii, gdy dotarły do nas pełne grozy wieści: bandy ukraińskich nacjonalistów napadały na polskie rodziny i mordowały je. Bóg jednak – w tajemnicy swego miłosierdzia – sprawił, że nasza rodzina ocalała. Wprawdzie utraciliśmy dobra materialne, ale Bóg ocalił nam życie, a nadto zaprosił: Pójdźcie za Mną!
Jestem przekonany, że żaden młody człowiek i czciciel Najświętszego Serca Jezusa nie zadowoli się byle czym, wszystkie skarby tego świata nie zaspokoją jego pragnień. On bowiem czuje, że jego serce pragnie „wszystkiego”, a czym jest to „wszystko”, pozna, gdy uklęknie przed Panem. Objawienie Jezusa, otwierającego nam drogę do życia w miłości Trójcy Przenajświętszej całkowicie przekracza wszelkie pragnienia ludzkiego serca i czyni człowieka absolutnie wolnym – otwartym na tę pełnię szczęścia, której jedynym źródłem jest Bóg-Miłość!
Jako kapłan, często ze zdumieniem myślę o tym, że to sam Bóg posługuje się nami, aby być pośród swych dzieci. Dlatego też potrzebuje naszych czystych serc, umysłu i rąk oraz bezwzględnego posłuszeństwa, bowiem to nie my przemawiamy, lecz Duch Ojca naszego, który przez nas mówi.
Wielokrotnie – w głoszonych rekolekcjach – zachęcałem wiernych, by doświadczając krzywdy czy agresji, nie wpadali w panikę, ale zaufali Bogu. On bowiem potrafi – nawet przez wydarzenia bardzo bolesne – objawiać swą największą miłość. Sam Bóg Ojciec dał nam tego dowód w męce i zwycięskiej śmierci swego Syna. Nazywam to prawem perspektywy – nie przeżywać cierpienia jako absolutnego zła, ale jako udział w krzyżu Jezusa Zmartwychwstałego.
Tadeusz Chromik SJ
Posłaniec Serca Jezusowego, listopad 2015
Poleć znajomym
  • gplus
  • pinterest