Cel kształtuje postępowanie

Życie człowieka można porównać do wspinaczki po drabinie. Wspinamy się z mozołem po kolejnych szczeblach rozwoju osobistego, zawodowego, społecznego i duchowego. Jedni starają się zdobyć wykształcenie, podejmują trud podnoszenia swoich kwalifikacji zawodowych, z czym związana jest nadzieja na wyższą pensję, a to z kolei prowadzi do podniesienia komfortu życia. Inni angażują się w życie społeczne, którego szczytem są organizacje polityczne lub pozarządowe. Polityka jest chyba najlepszym przykładem wspinaczki po drabinie; w telewizji często widzi się ludzi najbardziej zdeterminowanych w dochodzeniu do celu, jakim jest władza – szczyt drabiny. Również w grupach religijnych nie brak osób szukających szczególnego uznania dla siebie. Będą mnożyć opowieści o cudownych rzeczach, jakie uczynił im Bóg, by w oczach innych stanąć jeszcze wyżej na szczeblach ku świętości. Wśród księży są i tacy, którym w sposobie postępowania nie jest daleko do polityków – są przecież „lepsze” i „gorsze” parafie i jakoś trzeba się wykazać, by trafić na tę lepszą. Cel, jaki człowiek uznał za najważniejszy, kształtuje jego postępowanie.

Każdy wspina się po własnej drabinie życia. Jeśli ktoś stoi już na jednym szczeblu, to opiera nogę na następnym, tym wyższym. Ale może stać się też i tak, że kiedy już wejdzie na szczyt drabiny, to okaże się, że oparł ją o niewłaściwą ścianę. Tak jest, gdy na przykład przedłoży się karierę zawodową, jakiś urząd, pasje, nad rodzinę. Pracując w szkole jako katecheta, widziałem młodych ludzi pochodzących z zamożnych rodzin, których rodzice poświęcali się karierze zawodowej, by zapewnić im wszystko, a oni z kolei oddaliby to wszystko, by rodzice poświęcili im trochę swojej uwagi. Każdy ma jakiś cel, do którego dąży, ale nie każdy zadaje sobie pytanie, czy jest to cel właściwy.

Ludzie, którzy wspięli się bardzo wysoko, ale drabinę oparli o niewłaściwą ścianę, to ci, którzy idą przed siebie z klapkami na oczach, zamknięci w sobie, zasłuchani w głos własnego rozsądku, którzy są sami sobie sterem, żeglarzem, okrętem w bezkresie ambicji, aspiracji, z coraz większym głodem wiedzy, władzy, wrażeń i doznań. Nazywają siebie realistami, czasami ludźmi praktycznymi a jeszcze rzadziej materialistami. Ich cele są namacalne, mierzalne, osiągalne… i przemijalne – człowiek uduchowiony nazwałby je ziemskimi lub przyziemnymi.

Ludzie żyjący prawdą objawioną również wspinają się po drabinie – można ją nazwać drabiną Jakubową. Drabina ta oparta jest o ziemię, a wierzchołkiem sięga nieba: „We śnie [Jakub] ujrzał drabinę opartą na ziemi, sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół. (Rdz 28, 12–13). Ksiądz Krzysztof Grzywocz, odnosząc się do tych słów z Księgi Rodzaju, wskazuje na dwa porządki, które obecne są w życiu ludzkim, a które przedstawia ten sen: „Jego przestrzeń rozciąga się pomiędzy tym, co Boskie, a tym, co ziemskie i do głębi ludzkie. Drabina łączy te dwa wymiary”. Dlatego nie można oglądać oczami wiary tylko celu niebieskiego i zaniedbywać środki ludzkie, ani skupiać się na środkach ludzkich, nadając im rangę celu ostatecznego.

Pytanie o cel życia, to pytanie: Po co w ogóle człowiek żyje? Czy istnieje taki cel, który skrywa się przed naszymi oczami, którego nie można sobie wymyślić lub ustalić arbitralnie czy też gremialnie? Może należy zapytać o to aniołów Bożych, którzy schodzą i wchodzą po drabinie Jakubowej, a którymi są, w pewnym sensie, święci. (…)

Marek Kruszyński SJ
Manreza 2/2020

Poleć znajomym
  • gplus
  • pinterest