Ach, ten Paweł!

Ach, ten Paweł! Nieprzeciętny do granic możliwości! We wszystko, co robił, angażował zawsze wszystko, czym był. Miał tak wielki autorytet w pierwotnym Kościele i tak wiele mądrych rzeczy wypowiedział o Chrystusie, że niektórzy złośliwcy mówią nawet, że to on wymyślił chrześcijaństwo. Dzieje Apostolskie poświęcają mu aż piętnaście rozdziałów z dwudziestu siedmiu, które zawierają. Jedyny Apostoł, który nie znał Mistrza, a ośmielał się pouczać Dwunastu. A jednocześnie u Piotra i pozostałych Apostołów szukał potwierdzenia swego wybrania i swej misji. Są tacy, którzy chcieliby widzieć w nim epileptyka i w ten sposób pomniejszyć wielkość jego dokonań. Łatwiej im uwierzyć w chorobę Pawła niż w Jezusa, którego spotkał. Mówią też, że był człowiekiem surowym, w przeciwieństwie do swego Mistrza. A przecież „Listy” i działanie Pawła są pełne niezwykłego miłosierdzia.

 

Mamertina

Człowiek jest najprawdziwszy w obliczu śmierci. Już niewiele może dodać do swego życia. Już nie ma tylu sił, co dawniej, na ogół nie czuje się najlepiej, nie broni się.

O czym myślał Paweł zamknięty w jednym z najsurowszych więzień tamtych czasów, w więzieniu Mamertina? Wiedział, że stąd droga wiedzie tylko na miejsce straceń. Więzienie znajdowało się w samym centrum Rzymu, pod Kapitolem. Św. Paweł trafił tu w 67 roku, czyli trzy lata po pożarze Rzymu, gdy młody Kościół doświadczał prześladowań z rąk Nerona. To było drugie jego uwięzienie w Rzymie, pierwsze miało miejsce przed rokiem 64. Wtedy Pawłowi, przebywającemu jedynie w areszcie domowym, udało się uniknąć śmierci, został uwolniony, ale w roku 67 nie miał szans. Wokół wciąż były ślady pożaru…

Paweł nie był jeszcze stary, dobiegał sześćdziesiątki (wg innych źródeł miał 67 lat), ale praca misyjna, liczne podróże, trudności, więzienia, kamienowania wyczerpały jego siły. Źle znosił pobyt w lochach: kajdany, chłód, a przede wszystkim samotność. Z tego okropnego miejsca pisze swój ostatni list: „Drugi List do Tymoteusza”, swego umiłowanego dziecka, jak go nazywa. Każdy kto choć raz przeczytał uważnie ten list, nie zapomni jego osobistego, przejmującego tonu. Paweł rozważa w nim swoje życie, myśli o przyszłości Kościoła, przesyła rady dla Tymoteusza i jednocześnie prosi go o kilka rzeczy, które wydają mu się ważne w tym mrocznym podziemiu. Prosi o przyniesienie swojej starej opończy, towarzyszki na drogach ewangelizacji, którą zostawił u Karpa w Troadzie. Jest coraz zimniej, więc przynagla Tymoteusza: Pospiesz się, by przybyć przed zimą. Prosi także o księgi, zwłaszcza o pergaminy. Pobożny Żyd, szlachetny faryzeusz, który umiłował Chrystusa, chce mieć w tej najtrudniejszej chwili przy sobie to, co zna na pamięć, bo całe życie studiował: Pismo. Nie wiemy, czy Tymoteusz zdążył przybyć. Nie wiemy, czy Paweł mógł jeszcze ostatni raz w ciemnościach lochu, z trudem, bo miał słaby wzrok (por. Ga 4,15), śledzić dzieje Narodu i Prawa zapisane po to, by przygotować wszystkich ludzi na przyjęcie Chrystusa. Może umierał samotnie, w poczuciu opuszczenia przez wszystkich, może był przy nim „tylko” Łukasz, a umiłowany syn Tymoteusz nie zdążył przybyć?

Pospiesz się, by przybyć do mnie szybko. Demas bowiem mnie opuścił umiłowawszy ten świat i podążył do Tesaloniki, Krescens do Galacji, Tytus do Dalmacji. Łukasz sam jest ze mną. (…) wszyscy mnie opuścili.

Ojciec Jose Prado Flores zwraca uwagę na jeszcze jedną niezwykłą prośbę Pawła zawartą w tym liście. Rozważając w ciemnościach swoje życie Paweł pisze: Weź Marka i przyprowadź ze sobą; jest mi bowiem przydatny do posługiwania. Marek, to autor Ewangelii, w domu jego matki Marii w Jerozolimie odbywały się spotkania gminy chrześcijańskiej. Marek był również przez pewien czas towarzyszem wyprawy, w której brał udział św. Paweł. Ale tylko przez pewien czas…

 

Wyprawa – Marek

Rok 44 to ważny moment w życiu Pawła. Barnaba wyrwał go wreszcie z Tarsu, gdzie spędzał czas na szyciu namiotów. Być może można ten moment porównać do takiej chwili, kiedy młody człowiek kończy studia i staje przed tym zadaniem, do którego był przez wiele lat przygotowywany. W 44 roku Paweł nie był już taki młody, a jego formacja trwała aż osiem lat. Najpierw, po spotkaniu Jezusa pod Damaszkiem, odszedł na pustynię arabską i przebywał tam trzy lata rozważając Słowo Boże i poznając Chrystusa. Potem wrócił i zaczął głosić Ewangelię w Jerozolimie. Był człowiekiem znanym i to znanym z całkiem przeciwnych poglądów, więc jego słowa docierały do wielu i oczywiście budziły gwałtowne sprzeciwy. Zaczęto prześladować nie tylko jego, ale i innych chrześcijan w Jerozolimie. Dlatego wspólnota, po naradzie, postanowiła odesłać go do Tarsu. To był cios dla Pawła. Poczuł sie odrzucony. Potem o sobie powie: „poroniony płód”. (1 Kor,15, 8-9) Poroniony, czyli niegodny być wewnątrz, we wspólnocie i niezdolny żyć samodzielnie. Ale może to oddalenie było mu potrzebne, może dopiero wtedy, w Tarsie, spełniając wolę Apostołów i przez pięć lat szyjąc namioty w warsztacie ojca, Paweł zakończył formację i stał się prawdziwym misjonarzem?

Barnaba od początku wierzył Pawłowi i dzięki Branabie uwierzyli mu i Apostołowie. Może byli do siebie podobni z Pawłem? Barnaba, jak Paweł, był trochę „szalony”. Jako jeden z pierwszych pozbył się całego swojego majątku i oddał się do dyspozycji gminy. Był wolny i gotów nieść Dobrą Nowinę wszędzie. W swą pierwszą podróż misyjną Paweł został zabrany przez Barnabę. Udali się najpierw na Cypr (Barnaba pochodził z Cypru) a potem do Perge. Towarzyszył im Marek. Z Perge mieli przejść przez góry Taurus i dotrzeć do Antiochii Pizdyjskiej i innych miast Anatolii aby głosić Ewangelię żydom i poganom. Było to trudne przedsięwzięcie, nie tylko ze względu na nieufność wobec głosicieli nowej wiary. Każdy, kto miał szczęście podróżować dzisiaj szlakiem św. Pawła, wie jak trudna jest to podróż. Przełęcze Taurusu jeszcze dzisiaj są niebezpieczne.

H. Daniel-Rops tak pisze o niebezpieczeństwach wędrówki w czasach apostolskich:

„Złodzieje i rabusie była to jedna z plag epoki. Nawet w Italii policja cesarska miała wiele kłopotu ze zwalczaniem tej klęski. Przy czytaniu Ewangelii jesteśmy zaskoczeni stwierdzając, jak wiele miejsca w życiu codziennym zajmuje niebezpieczeństwo kradzieży, włamania lub napadu na drogach. Mniejsza zresztą o włamywaczy (…) odczytajmy jeszcze raz przypowieść o miłosiernym Samarytaninie: tu przecież chodzi o napaść z bronią w ręku, o napaść połączoną z ciężkim pobiciem (…). Wypadek zdarzył się w miejscu tak niebezpiecznym, że podróżni szybko je omijają, nie tracąc czasu na niesienie pomocy nieszczęsnemu rannemu. Gdzież się znajduje to miejsce? Otóż przy drodze z Jerozolimy do Jerycha, przy jednym z najbardziej uczęszczanych szlaków, oddalonym o dwie lub trzy godziny drogi od stolicy! Co zatem musiało się dziać w dalszych stronach, a zwłaszcza na prawdziwej pustyni? (…) Na wzgórzach i na przełęczach Judei czaiły się całe zgraje pasterzy, którzy porzucili stada, żebraków skorych do napaści, a także powstańców, sykaryjczyków, pochodzących z oddziałów co pewien czas podnoszących bunt przeciwko Herodom lub Rzymianom.”

W Perge Marek przestraszył się trudów dalszej podróży, nie chciał ryzykować. Wrócił do matki w Jerozolimie. Apostołowie kontynuowali niebezpieczną podróż bez niego. Góry przeszli bez większych problemów, w miastach, do których dotarli, Dobra Nowina trafiła do wielu otwartych serc, ale jednocześnie spotkali się z prześladowaniem. W Listrze Paweł został nawet ukamienowany, wywleczony za miasto i porzucony. Prześladowcy myśleli, że nie żyje. Na szczęście uczniowie znaleźli go i opatrzyli. Mimo to, a może właśnie dzięki temu wyprawa zakończyła się wielkim sukcesem. Jednak przy planowaniu następnej Paweł nie zgodził się zabrać ze sobą Marka. Uznał, że wycofanie się w połowie drogi podczas poprzedniej wyprawy dyskwalifikuje młodego człowieka. Z tego powodu doszło do konfliktu z Barnabą, tak, że się rozdzielili. (Dz 15, 39) Paweł wybrał się w podróż z Sylasem, Marek upokorzony, z ciężkim sercem popłynął z Barnabą na Cypr.

„Mimo, iż Piotr przyjął go jako swojego osobistego sekretarza, mimo iż napisał pierwszą relację Ewangelii o Jezusie Chrystusie, a jego dzieło było wszędzie chwalone, mimo, iż cieszył się uznaniem w wielu wspólnotach, które nie znały Pawła, ciągnęła się za nim hańba, której nikt nie był w stanie wymazać gdyż: Paweł z Tarsu wyrzucił go ze swojej ekipy. Marek we wspólnotach był znany i ceniony, zawsze jednak stawiano jakieś ale. Im bardziej starał się o tym zapomnieć, tym bardziej ciągnął się za nim koszmar Pawła. (…) Jedynym, który mógł uleczyć tę ranę był ten, który ją zadał…”

Prawdopodobnie dlatego Paweł z więzienia Mamertina przekazuje Markowi i całej wspólnocie wiadomość: Marek jest mi przydatny do posługiwania. Nie chciał odchodzić bez pojednania z Markiem.

Warto zauważyć, że od początku Kościoła niesienie Dobrej Nowiny odbywało się we wspólnocie. Paweł nie głosił sam, głosił w zespole i zależało mu na tym, żeby ten zespół był znakomity. Pierwsi chrześcijanie wspierali się wzajemnie w trudach podróży, podczas wygłaszania mów, w więzieniu. Nawet duże odległości nie przeszkadzały w utrzymywaniu ze sobą kontaktu. Wspólnoty uzgadniały treść orędzia, starannie badano, czy ci, którym orędzie jest przekazywane i którzy mają je przekazywać, są tego godni. W swym ostatnim liście Paweł pisze do Tymoteusza: to, co usłyszałeś ode mnie za pośrednictwem wielu świadków, przekaż zasługującym na wiarę ludziom, którzy też będą zdolni nauczać i innych. Niezwykłe określenie: „zasługujący na wiarę”… (…)

 

Damaszek

Zanim jednak siedzący w więzieniu Apostoł Pogan powie z dumą i radością, że wprawdzie on cierpi więzy, ale słowo Boże nie uległo skrępowaniu upłynie wiele czasu. Kim był człowiek, którego Chrystus pochwycił w drodze do Damaszku? Jak wtedy myślał o Bogu, w czym była jego nadzieja, dlaczego gotów był wtrącić do więzienia, a może nawet zabić wszystkich, którzy głosili Chrystusa?

Przede wszystkim kochał Prawo. Ono było jego największą miłością, jego nadzieją. Wstawał rano po to, żeby je wypełniać, cały dzień żył jego nakazami, kładł się spać wspominając te chwile, kiedy je wypełniał i te, w których nie sprostał jego wymaganiom. Poznawał coraz głębiej wszystkie jego szczegóły. Nie mógł ominąć żadnego z ponad sześciuset przepisów, bo złamanie jednego równało się złamaniu całego Prawa. Za przestrzeganie Prawa czekało zbawienie. Wiedział, że Bóg wybrał jego naród spośród innych. Znakiem przymierza było obrzezanie. Człowiek nieobrzezany znaczyło tyle co grzesznik. Paweł szczycił się nie tylko z przynależności do narodu wybranego, któremu Bóg objawił Prawo, ale i z przynależności do pokolenia Beniamina. Nie był jakimś prozelitą, przyjętym do narodu, w którymś pokoleniu. W jego żyłach płynęła krew najmłodszego z synów Jakuba. Tym bardziej chciał być sługą skrzętnie wypełniającym nakazy Prawa. A Prawo mówiło również: przeklęty ten, którego zawieszono na drzewie (Pwt 21,23). I oto ten Przeklęty przez Prawo staje przed Pawłem. Nigdy nie poznamy do końca tajemnicy spotkania pod Damaszkiem. Ale musiało to być przeżycie wstrząsające skoro ten, tak doskonale ukształtowany, sprawiedliwy faryzeusz jakim był Paweł zmienił się nie do poznania.

 

 

Prawo i łaska

Czymże jest Prawo wobec Jezusa? Nic dziwnego, że Paweł stracił wzrok, kiedy to ujrzał. A kiedy, uzdrowiony, odszedł na pustynię aby jeszcze raz wczytać się w Pismo uświadomił sobie przede wszystkim, że to czego doświadczył zostało mu dane za darmo. Był przecież prześladowcą Jezusa. Nie zasłużył na spotkanie z Nim. Łaska poznania Boga, łaska zbawienia dzięki śmierci Chrystusa dana mu została za darmo. Nie za przestrzeganie Prawa, nie za dobre uczynki, nie za medytacje, modlitwy, czy posty. Za darmo! Łaski nie można kupić, nie można na nią zasłużyć. Pisał w „Liście do Rzymian”: Jeżeli zbawienie jest dzięki łasce, to już nie ze względu na uczynki, bo inaczej łaska nie byłaby już laską. (Rz 11, 6). Gdyby zbawienie było za coś, gdyby człowiek mógł się zbawić sam, dzięki swojemu wysiłkowi Bóg byłby niepotrzebny i znaczyłoby to, że Chrystus umarł na darmo (Ga 2,21). Poza tym nikt nie jest w stanie wypełnić Prawa w całości, to znaczy nie jest w stanie przestrzegać tej ogromniej ilości przepisów dotyczących właściwie wszystkich dziedzin życia. Ponadto Prawo daje głównie znajomość grzechu. A znajomość grzechu nie jest najważniejsza. Po co więc Bóg dał Izraelowi Prawo? Paweł uważa, że przed Chrystusem Prawo pełniło rolę pedagoga, kogoś kto miał przygotować naród na przyjęcie Chrystusa. Kiedy Chrystus przyszedł nie ma też znaczenia obrzezanie. To tylko zewnętrzny znak. Apostoł wzywa do obrzezania duchowego, mówi o obrzezaniu serca. Takim obrzezaniem serca jest wiara. Ona jest naszym usprawiedliwieniem, o niej mówili Prorocy: Sprawiedliwy z wiary żyć będzie (Hbk 2,4). Nie ma znaczenia przynależność do narodu wybranego. Teraz Wszyscy jesteśmy synami Bożymi dzięki wierze w Jezusa Chrystusa (Ga 3,26).

Najpiękniejsza w Pawle jest jego wiara w człowieka, który poznał Chrystusa. Człowiek, którzy poznał i uwierzył w Chrystusa nie potrzebuje już Prawa, nie musi być niewolnikiem Prawa, nie musi być niczyim niewolnikiem. Poznawszy Jezusa idzie za Nim i z całego serca pragnie świętości. Pragnie świętości, nie martwej litery. Wpatrzony w Chrystusa przestaje być sługą, staje się synem. Na dowód tego, że jesteście synami Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła Abba, Ojcze (Ga 4 6-7).

 

Nie miał nic

Żeby jednak żyć jak syn nie jak sługa, żeby żyć łaską, żeby wiara, a nie Prawo była naszym usprawiedliwieniem trzeba z całego serca pozbyć się tego, czego nikt nie pozbywa się łatwo: skłonności do szukania bezpieczeństwa w przepisach, skłonności do szukania Prawa. Trzeba się zdecydować: Prawo, albo łaska. Potem już jest łatwo. Na początku drogi Paweł kochał Prawo. Pozbywszy się go nie miał już nic. Żył tylko łaską Chrystusa. Dzięki temu mógł powiedzieć: Dla mnie żyć – to Chrystus, a umrzeć – to zysk. (Flp1, 21) Dzięki temu mógł biec coraz szybciej.

Dzięki składam Temu, który mnie przyoblókł mocą, Jezusowi Chrystusowi, naszemu Panu, że uznał mnie za godnego wiary, skoro przeznaczył do posługi mnie, ongiś bluźniercę, prześladowcę i oszczercę (1 Tym 1, 12-13).

 

Ela Konderak
List 10/2001

Poleć znajomym
  • gplus
  • pinterest